niedziela, 30 grudnia 2007

Maj Brader
Filip:)


















Szczęśliwego Nowego Jorku znaczy się Roku 2oo8:)



Życzy Wam Lukka przez 2K czyli Ja:)

piątek, 28 grudnia 2007

KOLEJNA PORCJA REKLAM
















czwartek, 27 grudnia 2007

sobota, 22 grudnia 2007


W tę Cichą Noc

Życzę Wam wiary, Że wszystko ma sens, Że Bóg się nie pomylił, że jest i kocha. I że Wy – tak, właśnie Wy – jesteście Jego cudem. Życzę Wam nadziei, która obudzi Wasze serca i z nowym zapałem pozwoli spojrzeć na to, co już gdzieś przygasło. Której nie stłumi szarość dnia. Silniejszej od rozpaczy, lęku, zagubienia. Silniejszej nawet od śmierci. Życzę Wam miłości. Tak ogromnej, że nie można jej Zatrzymać dla siebie. Niech napełni Wasze serca aż do granic, Byście mogli krzyczeć z radością, Że warto jest żyć! A przede wszystkim – życzę Wam Jezusa. Pozwólcie sercu stać się Jego stajenką…
Życzy Lukka:)

sobota, 15 grudnia 2007

ŚWIĘTA
Święta już niedługo:)



a już niedługo nowe obrazki Franciszkańskie mojego wykonania:)

piątek, 14 grudnia 2007

O nadziei wbrew nadziei

Pewnego razu trzej uczniowie przyszli do mistrza i zapytali: „Kiedy wszystko staje się beznadziejne, jak można w takiej sytuacji ocalić nadzie­ję?” Mistrz odpowiedział im: „Zawsze pamiętajcie o jednym: trzeba stawić czoła samotności i czekać, ponieważ brak nadziei wynika ze strachu przed samotnością oraz z niecierpliwości”. Jednak odpowiedź ta nie zadowoliła uczniów i opowiedzieli oni o losach innych ludzi: „Kiedy dziecko, światło życia rodziców, leży nieuleczalnie chore na łożu śmierci - gdzie w takiej chwili jest jeszcze miejsce na nadzieję?” A drugi dodał: „Kiedy kogoś opu­ścił ukochany lub ukochana, która była całym jego życiem -jak głupia jest wtedy nadzieja!” Trzeci rzekł: „Jeżeli ktoś uprowadzony został do obcego kraju, a żaden most nie poprowadzi go z powrotem - na co może mieć wtedy jeszcze nadzieję?” Znowu odpowiedział im mistrz: „Trzeba stawić czoła samotności i czekać!” A ponieważ prosili go o jakiś znak po tych tajemniczych słowach, dał im ziarenko. „Jeżeli ma nadejść coś nowego, to wszystko, co stare, musi umrzeć” - powiedział i odesłał ich do domu.

Okolica była jednak trudna do przebycia, a noc bardzo ciemna. Daleko od domu mistrza cała trójka zboczyła z drogi, zabłądziła i wpadła do dołu, który był bardzo głęboki. Mimo to nic im się nie stało. Leżąc tam na mięk­kim mchu, uświadamiając sobie swoje położenie, nagle unieśli wzrok do góry i zobaczyli na niebie księżyc. Oświetlił on ich beznadziejną sytuację. „I jak można teraz mieć nadzieję?” - zaczął pierwszy. „Nigdy nie wydo­staniemy się stąd o własnych siłach, nikt nas nie znajdzie, a nasze krzyki nie dotrą do niczyich uszu w tej opuszczonej okolicy. Jeżeli wy tutaj przede mną umrzecie, zostanę sam. Czyż mam na to czekać? I mam zasadzić ziarenko, którego owoców nigdy nie będę mógł zebrać -jaki to ma sens?” Potem przykucnął na ziemi, rozpłakał się, aż nagle ucichł i wyzionął du­cha. Wtedy odezwał się drugi uczeń: „Ja myślę to samo, ale nie będę cze­kał bezczynnie na śmierć”. Po tych słowach zaczął wspinać się po stro­mych ścianach jaskini, dotarł do połowy wysokości, ale potem osunął się znowu na dół. Kiedy spadał, uderzył o skały i jego martwe ciało leżało teraz na mchu. Trzeci uczeń spojrzał na swoich dwóch towarzyszy i po­myślał sobie: „Nie muszę się bać, że będę kiedyś sam, ponieważ już się to stało. Jestem słabym człowiekiem, więc czekanie może mi tylko dodać sił”. Potem rozejrzał się wkoło, zobaczył rośliny i krzewy na dnie dołu i usłyszał za sobą szum źródełka. Włożył rękę do wody, pogłaskał nią ziemię, która mogła dać mu pożywienie. Nagle jego wzrok padł na ziaren­ko, które dał im mistrz. Podczas upadku wypadło ono z jego kieszeni. Wziął je do ręki i zasadził.

Następnego ranka do jaskini wpadły promienie słońca, które ją ogrza­ły. Zioła, jagody i woda były pożywieniem ucznia dzień za dniem. Jednak ziarenko kiełkowało, aż po wielu dniach, tygodniach, miesiącach i latach z ziarenka wyrósł najpierw pęd, z pędu małe drzewko, które następnie stało się potężnym drzewem, a jego korona sięgała ponad jaskinię. Wtedy uczeń podziękował Bogu, wspiął się po pniu drzewa do góry i pobiegł do domu mistrza.

„Jest jeszcze nadzieja tam, gdzie jej nie ma” - zawołał - „wiedziałeś o tym, dziękuję ci bardzo”.

Mistrz tylko się uśmiechnął w duchu i powiedział: „Tak, powiedzia­łem to, ale nigdy tego nie doświadczyłem, ponieważ jeszcze nigdy nie straciłem do końca nadziei”.

środa, 12 grudnia 2007

Ślady moje i Pana


We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady – mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
„– Panie postanowiłem iść zawsze za Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?”
Odrzekł Pan:
„– Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad, ja niosłem ciebie na moich ramionach”.

Anonim brazylijski

czwartek, 6 grudnia 2007


Bracia, bądźcie dobrzy dobrocią Pana


Bracia, bądźcie dobrzy dobrocią Pana
i nie obawiajcie się nigdy, że wasze czyny zaginą.

Każde dobre słowo jest tchnieniem Boga.
Każda święta i wielka miłość Boga i ludzi jest nieśmiertelna.
Dobroć zwycięża zawsze: ona cieszy się tajemniczym kultem nawet w sercach oziębłych, samotnych i oddalonych.
Miłość odnosi zwycięstwo nad nienawiścią, dobro odnosi zwycięstwo nad złem.

Cieszmy się i radujmy w Panu!
Miłość wypływająca z serca Boga nie zaginie pośród zła tej ziemi, gdyż On zwycięża jako ostatni, On będzie naszym Panem.
A Pan zwycięża zawsze przez miosierdzie.
Wszystko przemija: tylko Chrystus pozostaje! On jest Bogiem i pozostaje.
Pozostaje, aby nas uświęcać; pozostaje, aby nas pocieszać;
pozostaje, aby dać nam - przez swoje życie - swoje miłosierdzie.
Jezus pozostaje i zwyciężą przez miłosierdzie.

św. Alojzy Orione

niedziela, 2 grudnia 2007

Tauka
(po raz drugi)