wtorek, 25 września 2007

Bóg na Manhattanie

Hol koncernu Maximus Inc. był wielki niczym katedra, lśnił i błyszczał. Koncern był właścicielem połowy świata i to rzucało się w oczy. Mr Liddel, prezes Maximusa, przyszedł dziś do pracy z pięciominutowym wyprzedzeniem. To był wielki dzień: koncern miał przejąć pół tuzina banków, siedem wielkich międzynarodowych gałęzi przemysłowych, oprócz tego prawie całość gruntów pewnego afrykańskiego kraju, który nie mógł spłacić swoich długów. Mr Liddel promieniał: wszystko to było zasługą jego zręcznych posunięć. Spojrzenie jego stalowych oczu, które wywoływało drżenie całych regimentów urzędników przesuwało się po holu i natknęło się na ławeczkę czyścibuta. Był nim stary Murzyn o skromnym wyglądzie. Posługiwał się wystrzępionymi szmatkami i zużytymi szczotkami, a ręce miał poplamione pastą do butów. Mr Liddel nigdy go dotąd nie widział, ale miał 5 minut czasu i mógł jeszcze kazać sobie odkurzyć wspaniałe buty, które kosztowały 650 dolarów. Stary Murzyn pracował bardzo sprawnie. Po trzech minutach buty błyszczały, aż przyjemnie było na nie popatrzeć. Mr Liddel mechanicznie wręczył staremu dolara, ale spotkał przy tym jego wzrok. Dziwny wzrok, głęboki o błyskach dobrotliwych i rozbawionych. Nastąpił dziwny i niewiarygodny fakt. Gdy Mr Liddel wstał z ławki, zdarzyło się coś dziwnego i niewiarygodnego. Buty, niczym rakiety, wystrzeliły, "unosząc" Mr Liddela poza hol. Dwaj przerażeni portierzy ujrzeli, jak przemierzał ulicę krokiem nowojorskiego maratończyka. Maraton Mr Liddela był bardzo dziwny... Buty zaniosły go do biednego chłopca, pozbawionego nóg, który żebrał na rogu 59 ulicy i nie poruszyły się, dopóki szef koncernu nie włożył całej zawartości swego portfela do rąk przerażonego chłopca. Następnie skierowały się ku dzielnicom biednych domów i cierpiących ludzi. (Mr Liddel nie zdawał sobie sprawy, że tacy istnieją). Tam zmusiły go do patrzenia na łzy, samotność, nędzę fizyczną, na nikczemność, opuszczenie... Po kilku godzinach Mr Liddel był wyczerpany i wstrząśnięty. Czuł się kimś innym. Tak jakby wydostał się ze skorupy kamiennej, która go więziła i jakby patrzył na ludzi po raz pierwszy. Pod wieczór buty uczyniły coś niesłychanego: zaniosły swego właściciela do kościoła. Ostatni raz był tam jako dziecko. Kościół był pusty i ciemny, świeciła się jedynie czerwona lampka. Mr Liddel przypomniał sobie głębokie spojrzenie i .światło, które błyszczało. Poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd i nagle wszystko zrozumiał.Potem jego buty wróciły do normalności. Wszedł do holu koncernu, gdy był już wieczór i natychmiast zapytał: "Czy widzieliście, dokąd poszedł ten czarny czyściciel butów?". "Nigdy nie było tu czarnego czyściciela butów" - powiedziano mu. Tak właśnie podejrzewał. Nigdy nie mówił o tym zdarzeniu. Zresztą któż uwierzyłby w to, że Bóg był czarny i że był czyścibutem na Manhattanie?

wtorek, 18 września 2007

Kawusiowo :O)






projekt by Lukka

poniedziałek, 17 września 2007

Tauka(moja tauka:)





foto i projekt by Lukka

sobota, 15 września 2007

Kolejne opowiadanie z morałem. Mam nadzieję, że jego sensu nie trzeba tłumaczyć.... Pozdrawiam:)

Był sobie mały chłopiec, który bardzo chciał spotkać Boga. Dobrze wiedział, że do miejsca, gdzie mieszka Bóg, prowadzi długa droga, zapakował więc do swojej walizeczki sporo herbatników, sześć butelek napoju korzennego i ruszył w drogę. Kiedy przeszedł jakieś trzy skrzyżowania, spotkał starą kobietę. Staruszka siedziała sobie w parku i obserwowała gołębie. Chłopiec usiadł obok niej i otworzył walizkę. Już miał pociągnąć duży łyk napoju, gdy spostrzegł, że staruszka wygląda na głodną, więc poczęstował ją herbatnikiem. Kobieta przyjęła go z wdzięcznością i uśmiechnęła się do niego. Jej uśmiech był tak piękny, że chłopiec chciał go ujrzeć raz jeszcze, więc zaproponował jej butelkę napoju. Staruszka uśmiechnęła się ponownie, a chłopczyk był zachwycony! Siedzieli tak przez całe popołudnie, jedząc i uśmiechając się do siebie, choć nie padło ani jedno słowo. Kiedy zaczął zapadać zmrok, chłopiec poczuł, że jest bardzo zmęczony, i podniósł się z ławki z zamiarem odejścia. Nie zdążył jednak zrobić więcej niż kilka kroków, gdy nagle odwrócił się, podbiegł do staruszki i uściskał ją, a ona obdarzyła go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Gdy chłopiec przekroczył próg swojego domu, jego matkę zdziwił wyraz szczególnej radości malujący się na twarzy dziecka. - Cóż takiego dziś robiłeś, że jesteś taki szczęśliwy? - spytała. - Jadłem lunch z Bogiem - odpowiedział i zanim zdążyła zareagować, dodał: - Wiesz co? Bóg ma najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem! Tymczasem staruszka, również promieniejąca radością, wróciła do domu. Wyraz spokoju, który rozświetlał jej twarz, zastanowił jej syna do tego stopnia, że zapytał: - Mamo, co dziś robiłaś, że jesteś taka szczęśliwa? - Jadłam w parku ciasteczka z Bogiem. - I zanim jej syn zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała: - Wiesz co? Jest znacznie młodszy, niż sądziłam.

środa, 12 września 2007

Opowidanie o osiołku...

Było to daleko stąd na pewnej farmie. Któregoś dnia osioł farmera wpadł do głębokiej studni. Zwierzę krzyczało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer zastanawiał się, co zrobić. W końcu farmer zdecydował. Zwierzę było stare a studnię i tak trzeba było zasypać. Nie warto było wyciągać z niej osła. Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy. Wzięli łopaty i zaczęli zasypywać studnię śmieciami i ziemią. Z początku osioł nie zorientował się, co się dzieje i zaczął krzyczeć przerażony. Nagle, ku zdumieniu wszystkich, osioł uspokoił się. Kilka łopat później farmer zajrzał do studni. Zdumiał się tym, co zobaczył. Za każdym razem, gdy kolejna porcja śmieci spadała na ośli grzbiet, ten robił coś niesamowitego. Otrząsał się i wspinał o krok ku górze. W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono otrzepywało się i wspinało o kolejny krok. Niebawem wszyscy ze zdumieniem zobaczyli, jak osioł przeskakuje krawędź studni i szczęśliwy, oddala się truchtem! Życie będzie zasypywać cię śmieciami, każdym rodzajem brudów. Sposób, aby wydostać się z dołka, to otrząsnąć się i zrobić krok w górę. Każdy z naszych kłopotów to jeden stopień ku wolności?

Cegła...
Młody odnoszący sukces kierownik jechał sąsiednią ulicą, jadąc odrobinę za szybko swoim nowym Jaguarem. Uważał na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniał jak tylko mu się wydawało, że coś zobaczył. Auto przejechało, żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, cegła uderzyła w boczne drzwi Jaguara. Dał po hamulcach i zawrócił Jaguara do miejsca, z którego rzucono cegłę. Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc: Co to było?... I kim Ty jesteś?.... I co do licha robisz? To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!.... Dlaczego to zrobiłeś?? Młody chłopak bronił się: Proszę Pana... Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał. Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał. To jest mój brat-powiedział Ze łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopiec wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść.... Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę: Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek? Jest poraniony i za ciężki dla mnie... Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia. Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu. Zbyt zszokowany, aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu... To był długi i wolny spacer z powrotem do Jaguara... Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi... Zostawił je w takim stanie, aby przypominały mu wiadomość... "Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę".

wtorek, 11 września 2007

Reklama Frankowa :O)











ps.pozdrowienia dla Taty Lecha:)

projekt by Lukka

poniedziałek, 10 września 2007

Mały Łukaszek=)