niedziela, 27 kwietnia 2008

Mlecz polny
Sonchus arvensis L.
















ps. to moje podwórkowe mleczyki:)

sobota, 26 kwietnia 2008

Motyl

Jednego dnia, mały motyl zaczął wykluwać się z kokonu; mężczyzna usiadł i przyglądał się jak motyl przeciska swoje ciało przez ten malutki otwór. I wtedy motyl jakby się zatrzymał.Tak jakby zaszedł tak daleko jak mógł i dalej już nie miał sił. Więc mężczyzna postanowił mu pomóc: wziął nożyczki i rozciął kokon. Motyl wyszedł dalej bez problemu. Miał za to wątłe ciało i bardzo pomarszczone skrzydła. Mężczyzna kontynuował obserwacje, ponieważ spodziewał się, że w każdej chwili skrzydła motyle zaczną grubieć, powiększać się dzięki czemu motyl będzie mógł odlecieć i zacząć żyć.

Tak się nie stało! Motyl spędził resztę życia czołgając się po ziemi z mizernym ciałem i pomarszczonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie latać. Człowiek w całej swej życzliwości i dobroci nie wiedział, że walka motyla z kokonem była bodźcem dla jego skrzydeł i dzięki temu motyl był w stanie latać, gdy tylko pokona opór kokonu. Czasem walka to to, czego nam w życiu potrzeba. Jeśli Bóg pozwala nam iść przez życie bez jakichkolwiek problemów to może to zrobić z nas słabeuszy. Nie bylibyśmy tak silni jak moglibyśmy. Nie być w stanie do latania.

Prosiłem o siłę...
Bóg dał mi przeciwności losu, aby zrobić mnie silnym.

Prosiłem o mądrość...
Bóg dał mi problemy do rozwiązania.

Prosiłem o dobrobyt...
Bóg dał mi mózg i krzepę.

Prosiłem o odwagę…
Bóg dał mi przeszkody do pokonania.

Prosiłem o miłość...
Bóg dał mi ludzi w kłopocie, aby im pomóc.

Prosiłem o przychylność...
Bóg dał mi okazje do wykazania się.

„Dostałem nie to co chciałem...
Ale dostałem wszystko czego było mi trzeba."


środa, 23 kwietnia 2008

Love story

Pewnego dnia obudziłem się wcześnie rano, aby zobaczyć wschód słońca. Piękna Bożego stworzenia nie da się opisać. Oglądając wschodzące słońce chwaliłem Boga za Jego piękne dzieło. Siedząc tak, odczułem Bożą obecność.
Zapytał mnie:
- Kochasz mnie?
Odpowiedziałem:
- Oczywiście, Boże! Jesteś moim Panem i Zbawicielem!
Następnie zapytał:
- Gdybyś był fizycznie upośledzony, kochałbyś mnie nadal?
Byłem zaskoczony. Spojrzałem w dół na moje ręce, nogi i resztę mojego ciała i zastanawiałem się jak wielu rzeczy nie mógłbym robić, rzeczy nad którymi nie zastanawiałem się. Odpowiedziałem:
- Byłoby ciężko. Panie, ale nadal kochałbym Cię.
Następnie Pan powiedział:
- Gdybyś był ślepy, podziwiałbyś wciąż moje stworzenie?
Jak mógłbym podziwiać coś bez możliwości zobaczenia tego? Pomyślałem wtedy o wszystkich niewidomych ludziach na świecie i o tym, że wielu z nich kocha Boga i Jego stworzenie. Odpowiedziałem więc:
- Trudno myśleć o tym, ale nadal kochałbym Cię.
Potem Pan zapytał mnie:
- Gdybyś był głuchy, słuchałbyś nadal mojego słowa?
Jak mógłbym słuchać czegokolwiek będąc głuchym? Zrozumiałem jednak, że słuchanie Bożego Słowa nie odbywa się przez uszy, lecz sercem. Odpowiedziałem:
- Byłoby ciężko, ale ciągle słuchałbym Twojego słowa.
Następnie Pan zapytał:
- Gdybyś był niemy, chwaliłbyś nadal Moje Imię?
Jak mógłbym Go wielbić bez głosu? Uświadomiłem sobie, że Bóg pragnie abyśmy śpiewali z naszych serc i dusz. Dźwięki nie mają znaczenia. Chwalenie Boga to przecież nie tylko pieśni. Kiedy jesteśmy prześladowani, chwalimy Boga naszym dziękczynieniem. Odpowiedziałem więc:
- Nawet gdybym nie mógł śpiewać, ciągle chwaliłbym Twoje imię.
W końcu Pan zapytał:
- Naprawdę mnie kochasz?
Z odwagą i mocnym przekonaniem odparłem zdecydowanie:
- Tak, Panie, kocham Cię ponieważ jesteś jedynym i prawdziwym Bogiem!
Myślałem, że to wystarczy, lecz Bóg zapytał:
- Dlaczego w takim razie grzeszysz?
Odpowiedziałem:
- Ponieważ jestem tylko człowiekiem, nie jestem doskonały.
- Dlaczego w czasie pokoju odchodzisz jak najdalej? Dlaczego tylko w kłopotach modlisz się najgorliwiej?
Cisza. Łzy płynęły po mojej twarzy. Pan kontynuował:
- Dlaczego śpiewasz tylko w czasie nabożeństw i ewangelizacji? Dlaczego szukasz mnie tylko w czasie uwielbiania? Dlaczego tak egoistycznie mnie prosisz? Dlaczego prosisz bez wiary?
Łzy w dalszym ciągu spływały po moich policzkach.
- Dlaczego wstydzisz się Mnie? Dlaczego nie zwiastujesz dobrej nowiny? Dlaczego gdy jesteś prześladowany, wołasz do innych, podczas gdy ja oferuję ci moje ramię aby się wypłakał? Dlaczego szukasz wymówek, gdy daję ci okazje do służenia w Moim Imieniu?

Próbowałem odpowiedzieć, ale miałem żadnej odpowiedzi na ustach.
- Obdarzyłem cię życiem. Nie chcę abyś odrzucał ten dar. Pobłogosławiłem cię talentami, abyś Mi służył, a ty ciągle się odwracasz. Objawiłem ci Moje Słowo, ale ty nie robisz postępu w poznaniu. Przemawiam do ciebie, ale twoje uszy są zamknięte. Obdarzam cię Swoimi błogosławieństwami, ale ty odwracasz wzrok. Posyłam ci Swoje sługi, ale ty ciągle siedzisz bezczynnie gdy oni pracują. Słyszałem wszystkie twoje modlitwy i odpowiedziałem na nie. CZY NAPRAWDĘ MNIE KOCHASZ?
Nie potrafiłem odpowiedzieć. Jak mógłbym? Byłem tak bardzo zawstydzony. Nie miałem żadnej wymówki. Cóż mogłem odpowiedzieć. Gdy moje serce krzyczało, a łzy dalej płynęły, powiedziałem:
- Proszę, wybacz mi Panie. Jestem niegodny być Twoim dzieckiem.
Pan odpowiedział:
- Na tym polega moja Łaska, dziecko.
Zapytałem:
- Dlaczego ciągle mi wybaczasz? Dlaczego tak bardzo mnie kochasz?
Pan odpowiedział:
- Ponieważ jesteś Moim stworzeniem. Jesteś moim dzieckiem. Nigdy cię nie opuszczę. Kiedy będziesz płakać, okażę ci współczucie i będę płakać z tobą. Kiedy będziesz krzyczeć z radości, będę śmiać się z tobą. Kiedy będziesz załamany, zachęcę cię. Kiedy upadniesz, podniosę cię. Kiedy będziesz zmęczony, poniosę cię. Będę z tobą aż do końca dni i zawsze będę cię kochał.
Nigdy nie wcześniej tak nie płakałem. Jak mogłem być taki zimny? Jak mogłem tak ranić Boga? Zapytałem Boga:
- Jak bardzo mnie kochasz?
Pan wyciągnął Swoje ramiona i zobaczyłem Jego przebite ręce. Upadłem do stóp Chrystusa, mojego Zbawiciela. I po raz pierwszy modliłem się szczerze.

niedziela, 13 kwietnia 2008

Krzyż w drzewie...
widzieliście kiedyś coś takiego?






czwartek, 10 kwietnia 2008

Owca

Pewna owca, natychmiast jak tylko została stworzona, zorientowała się, że jest najsłabszą ze zwierząt. Żyła z nieustannym biciem serca, bała się, że zostanie zaatakowana przez innych, mocniejszych i bardziej agresywnych. Nie potrafiła bronić się w żaden sposób. Powróciła więc do Stwórcy, aby wypowiedzieć przed Nim wszystkie swoje obawy.
„Czy mam wyposażyć cię w coś, co pozwoliłoby ci się bronić?” – powiedział jej
z czułością Pan Bóg.
„Tak”.
„A co byś powiedziała o ostrych zębach?”.
Owca pokręciła głową: „W jaki sposób będę mogła skubać delikatną trawę? A poza tym zaczęto by mówić, że jestem rozbójniczką”.
„Czy chciałabyś mieć wielkie pazury?”.
„Ach, nie. Wtedy zaczęłabym ich używać do niezbyt mądrych celów…”.
„Mógłbym wstrzyknąć do twego języka jakiś jad”, kontynuował cierpliwie Pan Bóg.
„Nie ma o tym mowy. Byłabym przez wszystkich nienawidzona i pogardzana jak żmija”.
„A co myślisz o mocnych rogach?”.
„Ach, nie. Nikt nie chciałby się ze mną bawić”.
„Ale żeby się bronić, musisz mieć coś, co sprawi ból komuś, kto cię zaatakuje…”.
„Miałabym zadawać komuś ból? Nie, nie zrobię tego. Wolę już pozostać taka jaka jestem…”
Jako istoty ludzkie, przestaliśmy zdawać sobie sprawę, że w pewnym sensie, tak samo jak małe zwierzęta, nie posiadamy grubej skóry, która by osłaniała nasze ciała, ani też nie mamy ostrych zębów, by się nimi bronić. My, ludzie, nie możemy do obrony wykorzystywać zła, lecz zwracać uwagę na nasze człowieczeństwo: możemy to czynić zarówno przez kochanie innych, jak i przyjmowanie ich miłości.
To nie nasza siła dostarczy nam nocą ciepła, ale jedynie nasza czułość. To ona wyzwala w innych pragnienie przytulenia się do nas. Prawdziwą siłą człowieka jest jego wrażliwość.

wtorek, 1 kwietnia 2008

Abyś miał...

tyle szczęścia,
by być łagodnym;
tyle prób,
by być silnym;

tyle bólu,
by pozostać ludzkim;
tyle nadziei,
by być szczęśliwym;

tyle porażek,
by być pokornym;
tyle powodzenia,
by mieć zapał;

tyle przyjaciół,
by być pełnym otuchy;
tyle zasobów,
by zadość czyniły potrzebom;

tyle entuzjazmu,
by spodziewać się wszystkiego;
tyle wiary,
by oddalić przygnębienie;

tyle zdecydowania,
by uczynić każdy dzień
lepszym, niż poprzedni.

Rafael P. Gonzales, Wyzwanie rzucone powołanym, Warszawa 1993, tłum. Irmina Samulska, s. 131